wracamy na bloga :)
Dzień pierwszy - Tylicz koło Krynica Zdrój / spokój cisza i najważniejsze najlepszy basen na świecie - jak się później okazało pierwszy z najlepszych na tym wyjeździe. Zimna woda dziecku nie straszna
Wieczorem bilard lekko frustrujące bo nie umiemy grać Piotr by się przydał do pomocy
Dudki w Rumuni
piątek, 2 sierpnia 2019
niedziela, 20 sierpnia 2017
zamki Rasnov i Bran
Grilowane warzywka (standard danie w każdym miejscu jest)
Tu z mięsem zapiekanka (pod foccacią polenta z mięsem, ponoć dobre)
Tu przykład żeby nie brać nie-lokalnych specjałów roladki zrobione po azjatycku, mi nie smakowały (dla Julii ok)
Pieczarki z polentą - dobre !
A tutaj jako bonus - jestem pod wrażeniem fantazyjnej sieci elektrycznej, widok powszechny :)
czwartek, 17 sierpnia 2017
Hunedoara - pożegnanie z Rumunią
Rzeczywiście tak jak wszyscy nas uprzedzali - największy i najfajniejszy zamek. Otwierają o 9, nam udało się być na 10, i to był ostatni gwizdek żeby w miarę w spokoju go zwiedzić. W zamku jest mnóstwo malutkich salek, wąskich przejść, i w tłumie raczej zwiedzanie nie ma sensu. Kiedy wychodziliśmy z zamku około 11 już była kolejka do wejścia na całym moście przez fosę. Tak więc dla wybierających się polecam 9 rano :)
A to przed przyjazdem do Hunedoary ruiny zamku w Devie, zdjęcie z samochodu, chyba dobrze oddaje klimacik rumuński :)
Zamek był naszym ostatnim miejscem w Rumunii, ale po drodze jeszcze liczne atrakcje wiejskie, tu na szybko strzelone z samochodu wesoła ekipa na furze (jechali sobie i grali, powodu imprezy nie znam :)
Obserwacja życia przydrożnego jest atrakcją samą w sobie, co ci ludzie czasem wyrabiają na poboczach!! albo mistrzowie ruchu drogowego, no było serio wesoło, nie da się opisać trzeba pojechać i pooglądąć, do czego zachęcam !!!
mały bonusik :)
wtorek, 15 sierpnia 2017
Sibiu (poniedziałek)
Dziewczyny mają dość i chcą jak najszybciej do domu. Z samego rana wyruszamy w trasę, żeby przeprawić się przez góry. Przed wkroczeniem na Przełom Czerwonej Wieży (nazwa drogi) oglądamy jedyny monastyr (tzn jeden z bardzo wielu przy tej trasie, ale jedyny dla nas) za to ponoć najstarszy. Sporo ludzi, część tak jak my ciekawscy, a spora grupa to turyści religijni, myślę że kursują od jednego obiektu do drugiego - jest ich cały szlak. Klasztor jest zadbany i ładny, w centrum cerkiew, niestety nie wolno robić zdjęć w środku, a szkoda, bo jest nie do opisania. Pierwszy raz byłam w cerkwi i myślę, że oddaje w pełni ducha tych stron. Tak jak malutkie domeczki, kapliczki po drodze, czasem biedne ale ozdobione - malowane domy, fikuśnie dachy, płoty, gzymsy - cała cerkiew w środku pokryta jest jednym wielkim malowidłem, robi to ogromne wrażenie. Ludzie modlą się specyficznie, podchodzą do kolejnych obrazów i szepczą coś, znaki krzyża od głowy do kolan i całują je. Przy wyjściu jeden z kilku księży/popów(??) odbiera od sporej kolejki karteczki i pieniądze (domyślam się że na karteczkach intencje). Zamieszanie jest masowe i dobrze zorganizowane.
W małym muzeum różnego rodzaju sztuka sakralna
Opuszczamy klasztor i zaczyna się uczta dla oczu. Trasa jest bardzo malownicza. Prowadzi wzdłuż rzeki Aluta, nie ma tu przepaści i ostrej wspinaczki jak na trasie transforgardzkiej. Za około 2-3 godziny jestesmy Sybinie.
Po relaksującym skansenie pojechaliśmy do centrum Sybina - nie mam zdjęć bo komórka padła. Kto nie był musi osobiście zwiedzić. Wrażenie też bardzo pozytywne. Sybin podobał nam się bardziej niż Brashov. Byliśmy tylko na starym mieście, i nie zajrzeliśmy do żadnego muzeum (według przewodników jest klika ciekawych), nie weszliśmy też na wieżę. Zjedliśmy tylko obiad na starówce (ostatnia okazja na mamałygę :)
Miasteczko nadaje się dwudniowy city break. Anka zafascynowana mostem kłamców (jak przejdzie po nim kłamca to się zawali), nie mogła się doczekać, i z nadzieją całą drogę dopytywała czy to tylko legenda.
No i dalsza droga w stronę Polski, tym razem nocleg w Devie. Po drodze takie widoczki (kościół przypadkowy, w każdej niemal wiosce taki stoi).
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)



